Rozdział 13
Emily
Poszarzały asfalt wił się przed moim samochodem niczym wąż, gdy w wolnym tempie jechałam autostradą. W tle leciała jakaś cicha muzyka, płynąca z samochodowego radia, którą skądś kojarzyłam, więc zaczęłam podśpiewywać sobie jej słowa pod nosem.
Nudziło mnie ciągłe jeżdżenie po ulicach, wokół których nasiane było pełno niskich krzaczków pokrytych suchym, przydrożnym pyłem. Słońce właśnie niedługo miało wzejść, za co byłam mu niezwykle wdzięczna, bo w moim życiu przydałoby się trochę kolorów.
Mój
telefon ponownie zawibrował. Nawet nie chciałam patrzeć na wyświetlacz,
bo z góry wiedziałam co - lub precyzyjniej kogo - na nim
zobaczę.Dziewczyny wciąż nie odpuszczały. Na mojej skrzynce znajdowało się już z milion wiadomości, w większości typu: „To znowu ja. Błagam wróć” lub „Tęsknimy za tobą. Wracaj szybko”. Nic innego, tylko ciągle jedne i te same prośby. Jakby nie było ich stać na coś oryginalniejszego.
Nie miałam zamiaru wracać do Londynu. Nie, dopóki nie rozwiążę sprawy z NIM.
Z nudów zamierzałam odsłuchać ostatnią wiadomość, którą dostałam dosłownie przed sekundą. Przyłożyłam telefon do ucha, z uwagą patrząc na jezdnię, choć i tak cała ulica była opustoszała i tylko światła mojego auta rozświetlały mrok znajdujący się przede mną.
Przepełniony bólem głos Nicole sprawił, że wstrzymałam oddech.
Emily... Błagam... Musisz wrócić. Potrzebuję cię, tak bardzo cię potrzebuję.
Kiedy nas zostawiłaś, wszystko się posypało. Ciągłe kłótnie i potyczki słowne między nami to był prawdziwy koszmar. Już nic nie jest tak jak wcześniej. Nie umiemy już współpracować. Ciągle się o coś nawzajem obwiniamy. Wytykamy każda każdej jakieś głupie błahostki, a rodzi się z tego istne tornado przekleństw.
Nie dzwonię do ciebie z powodu jakiejś nieważnej sprawy. To jest coś naprawdę poważnego i mam nadzieję, że chociaż dasz szansę tej wiadomości i ją wysłuchasz.
Harry został porwany. I to wszystko nasza
wina! Kłóciłyśmy się przez cały czas i nie zwróciłyśmy uwagi na to, że
coś jest nie tak. Przegapiłyśmy moment, w którym był najbardziej
bezbronny.On tak bardzo cierpi, Emily! Katują go na każdym kroku. Przyśnił mi się, wiesz? Wyglądał okropnie, krew była dosłownie wszędzie. Nie mogę znieść tego widoku. Czuję się winna, bo to przede wszystkim ja miałam go bronić. Być dla niego Aniołem Stróżem, a obróciłam jego życie w piekło. A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że go KOCHAM, Emily. Kocham, a wyrządziłam mu największą krzywdę. Już nigdy mi nie zaufa...
W nocy gdzieś go przewieźli, ale o całej sytuacji poinformuję cię jak przyjedziesz. Za dużo do opowiadania przez telefon. Wszystko jest pogmatwane.
Musisz przyjechać! Bez ciebie nie damy rady, a ci zwyrodnialcy go zabiją.
Nie pozwól na to, Emily.
Zrób to dla niego, zrób to dla mnie...
Płakałam razem z Nicole. To było... Tego nie da się opisać. Szybko wykręciłam jej numer, choć palce trzęsły mi się niemiłosiernie i ślizgały po ekranie. Kiedy usłyszałam po drugiej stronie jej załamany głos, bez żadnych ceregieli wypaliłam.
- Wracam. Będę niedługo.
I zawróciłam samochód.
Harry
Męcząca i okropnie długa podróż nareszcie dobiegła końca. Leżałem związany i skrępowany sznurem gdzieś w bagażniku czarnego Rang Rovera i choć tak bardzo chciałem płakać, to nie mogłem. Tak jakbym wykorzystał już cały zapas łez, który magazynowałem w moim ciele. Leżałem nieruchomo i patrzyłem w bliżej nieokreślony punkt.
Już nigdy mnie nie znajdą. Już nigdy nie zaśpiewamy razem na scenie. Już nigdy nie zobaczę ich roześmianych twarzy. Już nigdy nie spotkam się z rodziną. Już nigdy nie powiem Nicole, że ją kocham.
Straciłem wszystko. Wszystko. A teraz czekałem jedynie na śmierć.
Nie miałem już nadziei. Nie po tych dwóch tygodniach katuszy, bólu, łez, strachu i błagań. Nie po tym, co zrobili ze mną, moim ciałem i moją duszą. Nie po tym, jakim wrakiem człowieka się stałem. Nie po tym, co przeżyłem. Nie po tym, co już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jeśli uda mi się ujść z życiem.
Bagażnik został gwałtownie otwarty i dwie pary rąk bez skrupułów zacisnęły się na moim ciele, wyciągając mnie na chłodne, ranne powietrze. Z żalem patrzyłem na wschodzące słońce. Już tak dawno jego ciepłe, jasne promienie nie muskały mojej twarzy.
George i Bradley popchnęli mnie w stronę gigantycznego budynku starej fabryki, która wyglądała na całkiem opuszczoną i nieużywaną od dawna. W wielu miejscach na ścianach zionęły czarne dziury tam, gdzie zabrakło parunastu cegieł.
Potykałem się co chwilę, choć utwardzona ziemia była równa i nie leżały na niej wystające kamienie. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, zresztą się im nie dziwiłem. Były już tak obolałe, że tylko dzięki uściskowi tych dwóch bydlaków, nie wylądowałem jeszcze twarzą w glebie.
Dotarliśmy do obdartych z farby drzwi, które kiedyś musiały mieć kolor granatowy, a teraz sprawiały wrażenie mrocznych i smutnych. Ich obydwa skrzydła uchyliły się z głośnym skrzypieniem. Na pewno potrzebowały solidnego naoliwienia.W środku było niesamowicie ciemno, tylko nieliczne smugi światła przenikały przez otwory między cegłami. Zatrzymaliśmy się na chwilę.
- Kogo my tu mamy?
Po całej sali
rozniósł się tubalny, ostry głos i po chwili z ciemności wynurzyła się
ubrana na czarno sylwetka jakiegoś mężczyzny. Jego rozłożyste ramiona
pokrywał schludny materiał równo skrojonego garnituru, a na szyi
przewiązany miał granatowy krawat. Niestety nie mogłem zobaczyć jego
twarzy, gdyż założył na nią czarną kominiarkę.- Przywieźliśmy ci tego chłoptasia z zespołu - prychnął Bradley, popychając mnie na ziemię. Bez ich dłoni, które podtrzymywały moje słabe ciało, całkowicie straciłem równowagę i upadłem. Jęknąłem cicho. Teraz każdy dotyk sprawiał mi ból.
- To dobrze - z powrotem odezwał się tamten. - Dobrze, że mamy przynajmniej jednego.
Podszedł bliżej, wyraźnie słyszałem stukot obcasów jego lakierowanych butów.
- Nieźle go poobijaliście - powiedział, dotykając mojego boku czubkiem swojego buta. - Ale spokojnie z tego wyjdzie. Za parę miesięcy - zaśmiał się szyderczo. - Mam nadzieję, że zapłacą za niego całkiem niezłą sumkę.
- Na pewno - uśmiechnął się dotąd nie odzywający się George. - Jego przyjaciele będą go tak rozpaczliwie szukać, że zgodzą się na każdą kwotę.
- Podobno dowiedzieli się o porwaniu. Upewniliście się, że nikt was nie śledził? - nieznajomy założył ręce na klatce piersiowej.
- Czysto. Specjalnie jechaliśmy nieużywanymi drogami. Chris świetnie zaplanował całą trasę. Nikt nawet nie będzie podejrzewał, że właśnie w Bedford macie główną siedzibę.
- Tak też myślałem. - pokiwał głową - Powiedz mi, Harry... - zawisł parę milimetrów nad moją twarzą. - Chcesz się zapoznać ze swoim nowym mieszkankiem?
Siedziałem oparty o ścianę w ciasnym pomieszczeniu bez okien i mało brakowało, bym nabawił się klaustrofobii. Dosłownie przed chwilą wszystko do mnie dotarło i nareszcie mogłem płakać.
Moi porywacze nie zakrywali twarzy. Znałem tożsamość prawie każdego z nich. A to oznaczało tylko jedno...
Nawet po zapłaceniu okupu nie oddadzą mnie chłopakom i rodzinie. Widziałem za dużo, mógłbym donieść na nich policji. Zabiją mnie.
I dopiero teraz zrozumiałem, jak bardzo chcę żyć.
Nicole
Nerwowo obgryzałam paznokcie, co było spowodowane ogromnym stresem, który odczuwałam i który się we mnie skumolował. Tak bardzo się bałam, że coś nie wypali i że już nigdy nie zobaczę Harry´ego.
Miętosiłam między palcami skrawek materiału mojej czarnej koszulki, w myślach wciąż odtwarzając materiał, który porywacze podesłali rano Paulowi.
Paul wstrzymując oddech, nacisnął przycisk PLAY.
Na początku niczego nie widziałam z powodu panującej na ekranie ciemności, a dopiero potem, gdy nikła smuga światła oświetliła pomieszczenie, mogłam dostrzec ciemną postać w garniturze i kominiarce, która poruszyła kamerą i skierowała ją w prawo.
- Przywiążcie go do krzesła i zaklejcie mu usta. Niech menadżer zobaczy, że to nie żarty - rozkazał jakiś głos, a dwie osoby chwyciły ledwo przytomnego Harry´ego za ramiona i mimo, że starał się jakoś wyrwać został mocno popchnięty na krzesło. Jeden z nich trzymał jego ręce wzdłuż tułowia, a drugi grubym sznurem przywiązał go do oparcia tak silno, że pewnie ledwo mógł oddychać. Zakleili mu usta, a jego głowa opadła na dół. Ciemne loki zasłoniły zaczerwienione oczy i spuchniętą wargę.
Porywacze zaczęli mówić, a mnie z każdą sekundą ogarniał coraz większy strach.
- Drogi panie Higgins - zaczął ten, którego widziałam na samym początku - Pewnie zastanawia się pan, gdzie jest pana ukochany Harry. Rozwieję jednak twoje wątpliwości, bo twój najdroższy Harry jest tutaj ze mną - kontynuował - I tak bardzo, bardzo chciałby wrócić do domu.
Kamera została przekręcona w stronę Harry´ego, ale on nie odważył się podnieść głowy. Zatrzęsłam się, gdy podszedł w jego stronę.
- Harry kochanie. Pokaż menadżerowi jak bardzo chciałbyś wrócić do domu - usłyszałam i chwilę później napastnik podniósł za włosy głowę Harry´ego, szybkim ruchem ręki odklejając mu taśmę z jego ust - Powiedz, że chcesz do domu! - warknął napastnik, a gdy brunet nie odpowiedział, skinął na kolegów i odsunął się.
Harry krzyknął z bólu czując mocne uderzenie, a potem kolejne i jeszcze jedno. Z jego nosa puściła się krew, której wtórowała na nowo rozcięta warga.
- Błagam… - zapłakał cicho, ale został uciszony kolejnym uderzeniem. Moje serce w tym momencie rozpadało się na małe kawałeczki, a policzki tonęły we łzach.
- Powiedz menadżerowi, że chcesz wrócić do domu. Powiedz: chcę do domu Paul - głos mężczyzny był spokojny i stanowczy - Dalej Harry. Zrób to. Zrób to albo każę im połamać ci żebra.
Styles podniósł załzawione oczy.
- Chcę… - zaczął, ale przerwał potrzebując zaczerpnąć powietrza - Chcę do domu P-paul - wydusił dławiąc się łzami i chwilę później usłyszałam ciche parsknięcie porywacza.
- Grzeczny chłopiec - pogładził go po głowie, a potem przejechał dłonią po spuchniętym policzku chłopaka - Można było tak od razu, prawda? - mruknął odwracając znów kamerę - Tak więc drogi panie Higgins… Razem z tą płytą dołączyliśmy telefon. Jeszcze dzisiaj dostaniesz wiadomość z kwotą jaką będziesz musiał zapłacić i na kiedy. No… chyba, że nie chcesz już więcej zobaczyć małego Harry’ego, ale wątpię bo chłopak jest naprawdę uroczy… Mogę mu sprawić mnóstwo bólu. Nie będzie się nudził podczas, gdy ty będziesz kombinował pieniądze. Co ty na to Harry? - zapytał, a on zapłakał głośno mamrocząc coś w stylu „błagam nie”. Mężczyzna zaśmiał się z zadowoleniem kierując kamerę z powrotem na siebie - Chyba nie muszę dodawać, że jeśli zawiadomisz policję już nigdy go nie zobaczysz?… Cieszę się, że się rozumiemy. Do usłyszenia - dodał, wyłączył kamerę, a na ekranie zapanowała ciemność.
Naprawdę starałam się nie rozkleić i nie pozwolić łzom popłynąć spokojnie po mojej twarzy. Zacisnęłam powieki z całej siły, ale to i tak nie pomogło, a jedynie wzmocniło wspomnienia skatowanego Harry´ego. Zaczęłam się trząść i ukryłam twarz w dłoniach.
- Hej, Nic. Co się stało? Nie płacz.
Emily, która siedziała koło mnie na tylnym siedzeniu razem z Alex, troskliwie otoczyła mnie ramionami i teraz mogłam w spokoju wypłakać się w jej ciemny golf. Potrzebowałam teraz czyjejś obecności, która uśmierzyłaby ból, rozrywający moją duszę od środka.
Po godzinie jazdy dotarłyśmy na miejsce wyznaczone przez Camille i Angelie. Z nieufnością wpatrywałyśmy się w opierające się o swój samochód dwie blondynki, które sprawdzały coś z bronią. Na dźwięk zatrzymującego się samochodu zwróciły blade twarze w naszą stronę.Wysiadłyśmy z naszego auta i stanęłyśmy dokładnie naprzeciwko nich.
- Jesteście - powiedziała spokojnie Angelie, choć pewnie w środku była równie zdenerwowana co my - Punktualnie o dziesiątej.
- Nie lubię spóźnialstwa - powiedziała z jadem Sylvia, zakładając ręce na piersi - Skąd mamy mieć pewność, że nie chcecie nas zabić? - spytała po chwili, mierząc dwie dziewczyny stanowczym spojrzeniem.
- Uwierzcie. Zależy nam na nich tak samo, jak wam - odparła Camille, ładując broń.
- To dlaczego mu to zrobiłyście! - krzyknęłam, a łzy ponownie zapełniły moje oczy - Dlaczego pozwoliłyście mu cierpieć!
Jessie położyła mi uspokajająco dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, Nic. One nie są warte twojego podniesionego ciśnienia.
Oczy Camille i Angelie spowił dogłębny smutek, a na twarzach wyraźnie zarysowało się poczucie winy i wstyd.
- To naprawdę długa historia - powiedział Angie, ocierając samotną łzę, która spłynęła po jej policzku. - Teraz nie mamy czasu na opowiadanie jej. Chodźmy o odbić Harry´ego!
Kierowałam się samotnie prawą ścianą opustoszałej fabryki, kiedy razem z dziewczynami godzinę temu podzieliłyśmy się na grupy. Ja szłam ramię w ramię z Angie, która miękko stawiała stopy na wyblakłym od słońca betonie. Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiałyśmy.
Wślizgnęłyśmy się cichaczem przez szparę w ścianie i znalazłyśmy się na terenie jakiejś ogromnej hali, gdzie parę lat temu najprawdopodobniej maszyny produkowały przedmioty codziennego użytku. Wszędzie unosił się mdły zapach benzyny i jakichś tanich lakierów oraz woń spray´u, którego ktoś użył do wymalowania pokaźnego graffiti na jednym z murów.
Przemknęłyśmy cichaczem w stronę jednego z korytarzy i wtedy zauważyłam ciągnącą się po ziemi, cienką wstęgę szkarłatnej krwi. Była świeża.
Angie skinęła na mnie głową i ruszyłyśmy tropem, wskazywanym nam przez czerwoną ciecz. Wtem gwałtownie przystanęłyśmy, zauważając wysokiego i postawnego mężczyznę, który czatował przy zamkniętych na klucz drzwiach. To właśnie tam musiał być Harry.
- Ja go załatwię, a ty wejdziesz do środka - wyszeptała Angie, a ja tylko skinęłam głową.
Po chwili blondynka odwróciła uwagę mięśniaka i ten pobiegł za nią korytarzem. Nadeszła moja kolej, by działać. Sprawnie podbiegłam do metalowych drzwi i jednym ruchem przekręciłam mosiężny klucz, tak, że zamek cicho kliknął i mogłam wejść do środka. Rozglądając się na wszystkie strony, w końcu zdecydowałam się przekroczyć próg. Drzwi zostawiłam uchylone.
Gdy
zobaczyłam ciało Harry´ego całe w krwi, coś ścisnęło mnie za serce.
Szybko do niego podbiegłam, starając się powstrzymać łkanie.- Harry, Harry - wyszeptałam cicho i wtedy on otworzył te swoje cudowne oczy - Jestem tu. Jestem. I zaraz cię stąd wyciągnę.
Chwyciłam za podręczny nożyk i spiłowałam więzy, zaciśnięte na jego nadgarstkach i kostkach.
- Nicole...? - wychrypiał to tak cicho, że ledwo usłyszałam jego słowa.
- Tak, to ja. Już wszystko dobrze. Już jesteś bezpieczny.
Zastanawiałam się, jak go podnieść, by nie sprawić mu bólu. Harry popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Uratujesz mnie? - spytał szepcząc.
- Tak, Harry. Tak. - delikatnie oplotłam go moimi ramionami, ale na jego twarzy i tak pojawił się grymas bólu - Spokojnie, tylko cię podniosę.
Powoli postawiłam go na nogi i szybko podtrzymałam. Ledwo był w stanie ustać.
- Myślałem, że zginę - przymknął powieki, a jego głowa bezwładnie opadła na moje ramię.
- Nie, Harry. Będziesz żył. Obiecuję - złożyłam na jego posiniaczonej twarzy kilka pocałunków i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.
Nagle drzwi zamknęły się z hukiem.
- Nigdzie się nie wybieracie - usłyszałam, a po chwili ktoś przekręcił klucz w zamku.
Zostaliśmy uwięzieni.
Słowo od autorki: Jej, to już TRZYNASTKA! Bardzo się cieszę, że moja ukochana Ola zaprosiła mnie do współtworzenia tego bloga. Kocham tę historię!
