sobota, 4 stycznia 2014

Forget face , but remember feeling .

 Rozdział 12


Harry

   Znowu zostałem całkiem sam. Leżałem z twarzą przy ziemi, co było skutkiem mocnego uderzenia, które odczułem chwilę temu, gdy poraz kolejny oberwałem pięścią w policzek. Na szczęście tym razem oprawcą nie był Bradley, więc wszystkie zęby pozostały na swoim miejscu.
   Śmierć. Nie myślałem o niej, jako o czymś złym. Wręcz przeciwnie. Czekałem na nią. Byłem gotowy na to, by wreszcie po mnie przyszła i wybawiła mnie od tego cierpienia. Bo było ono ogromne. Koszmarny ból, który wypełniał mnie całego, nie opuszczał mojego ciała ani na sekundę. Każdy ruch powodował, że chciało mi się płakać z bezsilności. Nie mogłem nic zrobić. Nie mogłem się podnieść, nie mogłem rozwiązać ponownie nałożonych na ręce sznurów, nie mogłem nawet połknąć śliny. Byłem skazany jedynie na bezczynne leżenie i wykrwawianie się.

„Obym wykrwawił się na śmierć...”.

   Zaskrzypiały drzwi i dało się słyszeć czyjeś ciężkie kroki. Po chwili zostałem brutalnie podniesiony z ziemi i natknąłem się na pałające nienawiścią do mnie, oczy Bradley´a. Mężczyzna rzucił mnie na krzesło i nie zważając na to, jak bardzo cierpiałem, uderzył mnie w twarz. Moja głowa poleciała do tyłu pod wpływem siły, której Bradley użył, by sprawić mi jeszcze więcej bólu. Popatrzył na mnie beznamiętnym wzrokiem i jednym ruchem odciął zaciśnięte na moich dłoniach sznury. 
Z niedowierzaniem poruszyłem palcami. Słone łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, gdy nareszcie odzyskałem sprawność ruchową ręki. Moje szczęście nie trwało jednak długo. Bradley wepchnął mi w posiniałą i posiniaczoną dłoń jakiś telefon i nieznoszącym sprzeciwu tonem, nakazał wykręcić numer do któregoś z moich przyjaciół z zespołu.
- Masz im powiedzieć, że z tobą wszystko w porządku. Że czujesz się znakomicie i że odchodzisz z One Direction.
Udawałem, że jestem przerażony. Że nie chcę wykonać jego polecenia. Ale gdy zauważyłem jego morderczy wzrok, już bez ogródek wystukałem na klawiaturze numer Louisa. I czekałem aż odbierze.
Pierwszy sygnał.
Drugi sygnał.
Trzeci sygnał.
Zrezygnowany chciałem już się rozłączyć, gdy usłyszałem po drugiej stronie tak dobrze znany mi głos.
- Halo?
Jego głos pozostał taki, jakim go zapamiętałem. Ciepły, opiekuńczy i przepełniony optymizmem.

„Pomóż mi, Lou.”

- Hej, po tej stronie Harry - ledwo wychrypiałem, bo gardło paliło mnie niemiłosiernie. 

„Kiedy ja ostatnio cokolwiek piłem?”

- Harry? - w jego głosie zabrzmiało niedowierzanie, które pokrótce zostało zastąpione lekkim zdenerwowaniem - Gdzie ty się podziewasz, kretynie! Od tygodnia cię nie ma. Jedna głupia wiadomość do Liama, jedno głupie „Wszystko u mnie ok” nie wystarcza, wiesz? Wiem, że mieliśmy teraz czas wolny, ale jesteśmy przyjaciółmi i krótka wiadomość chyba mi się należy.
- Wiem, przepraszam. Chciałem ci tylko powiedzieć... - zawiesiłem się na chwilę. A co jeśli oni będą potrafili mi pomóc? Co jeśli Paul znajdzie sposób, by mnie stąd wydostać? Co jeśli nie muszę ich okłamywać?
Karcący wzrok Bradleya spoczął na mnie. Mężczyzna najwyraźniej zaniepokoił się moim milczeniem. I wtedy podjąłem decyzję.
- Louis! Zostałem porwany! Musisz mi pom... - telefon,który jeszcze dosłownie sekundę temu ściskałem w dłoni, roztrzaskał się o podłogę. Bradley zrzucił mnie z krzesła i zaczął okładać moje ciało kopniakami, nie szczędząc przekleństw.
- Ty skurwielu! - wrzeszczał na cały głos, a jego oczy płonęły gniewem - Jak mogłeś to zrobić, pierdolony chuju!
Płakałem jak małe dziecko i błagałem go o choćby cień litości. 

„Czy mogę odczuwać jeszcze większy ból?”.

Mężczyzna mocno rzucił moim ciałem o ścianę, a potem podnosząc za skrwawioną koszulkę do góry, z całą siłą uderzył mnie w twarz. Zamroczyło mnie. Bezwładnie zsunąłem się na stare panele. Gdy Bradley jeszcze raz chciał zadać mi ból, jak przez mgłę zauważyłem, że ktoś chwyta jego pięść i odciąga go ode mnie. Szarpał się i wyrywał, ale gdy rozpoznał osobę, która go powstrzymała, zaniechał swoich czynów.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem czyjś niski głos, ale sylwetka nieznajomego rozmazywała mi się przed oczami.
- Zawiadomił zespół o porwaniu.
- Co?! - ten drugi wręcz wybuchł - Miałeś go pilnować do jasnej cholery! Ufałem ci!
- Przepraszam szefie, ja po prostu...
- Nie odzywaj się, bo jeszcze bardziej mnie denerwujesz - potem zwrócił się w moją stronę - On jeszcze w ogóle żyje?
- Tak, Chris. Przecież miał pozostać żywy, nie pamiętasz? Tak się umówiliśmy z Cesarionem.
- Ale nieźle go poturbowałeś - westchnął niejaki Chris i podszedł do mnie bliżej. Chwycił moją zakrwawioną twarz w swoje dłonie i dokładnie obejrzał ją z każdej strony - Wyliże się - stwierdził, puszczając moje policzki. Moja głowa bezwładnie opadła na klatkę piersiową.
- Ale co teraz? - spytał zaniepokojony Bradley - Przecież po tym telefonie z łatwością go znajdą.
- Nie znajdą.
- Ale...
- Przenosimy go. Chłopak ma być pod stałym nadzorem twoim lub George´a. Nie możecie spuścić go z oczu! Tylko wam mogę zaufać w stu procentach. Trzeba go przewieźć już do głównego zleceniodawcy. Nie możemy czekać, aż wyłapiemy wszystkich. Nie w tej sytuacji - popatrzył na mnie bez cienia współczucia - Przygotować się. Wyjeżdżamy za pół godziny.

„Nicole, ocal mnie... Uratuj mnie... Zapewnij mi bezpieczeństwo... Ochroń mnie... A jeśli nie... Pozwól mi nareszcie umrzeć...”


 Nicole


   Obudziłam się z krzykiem. Jeszcze przez chwilę nie mogłam złapać oddechu, który był nieregularny i urywany.
W mojej głowie wciąż widniała przerażająca wizja całego zakrwawionego i pobitego Harry´ego, który błagał mnie o pomoc.

„Nicole, ocal mnie... Uratuj mnie... Zapewnij mi bezpieczeństwo... Ochroń mnie... A jeśli nie... Pozwól mi nareszcie umrzeć...” 

Jego żałośnie wypowiadane słowa, które kierował w moją stronę, przez ten cały czas brzmiały w moich umyśle i nie mogłam się ich za nic pozbyć.

„Musiało się stać coś złego...”.

Szybko wstałam z łóżka, wsunęłam stopy w pantofle i zaczęłam szukać mojego telefonu po całym pokoju. Po prostu musiałam się upewnić, że nic mu nie jest.
Wiem, że postanowiłam go nienawidzić. Że nie chciałam go znać, widzieć, słyszeć, dotykać, pamiętać. Ale byłam ślepa na moje uczucia. 

„Przecież ty go kochasz, idiotko”.

 A jego pokiereszowana twarz tylko sprawiała mi ból.
Na szczęście moja komórka leżała na komodzie, więc gdy tylko splotłam na niej moje palce, od razu wybrałam numer do Harry´ego. 
Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc jego cudowny uśmiech na wyświetlaczu. To zdjęcie zrobiłam mu z ukrycia. Stał oparty o ścianę w studiu nagrań i patrzył gdzieś w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Ciemne rurki opinały jego nogi, biała koszulka zakrywała jego umięśniony tors, a czerwona koszula w kratę dodawała uroku. W jednej ręce trzymał swoje okulary przeciwsłoneczne i wyglądał tak cholernie uroczo, gdy suszył te swoje białe zęby.
Niestety, uśmiech z mojej twarzy zniknął po usłyszeniu nagrania.

„Cześć, tu Harry. Nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwoń później, lub nagraj wiadomość, jeśli to coś naprawdę ważnego. Buziaczki.”

Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele, gdy usłyszałam jego głos, ubarwiony tą wspaniałą chrypką. Dlaczego ja tak za nim tęskniłam?
Lekko zaniepokojona zadzwoniłam do Liama. Nie musiałam długo czekać. Już po chwili usłyszałam jego przerażony i trzęsący się głos.
- Nicole? Błagam, powiedz, że wiesz gdzie on jest.
Zdziwiłam się.
- Ale kto?
- To ty nic nie wiesz?
Pokręciłam przecząco głową, choć i tak wiedziałam, że nie może tego zauważyć.
- Harry został porwany.
Telefon wypadł mi z rąk.



Słowo od autorki: Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Nie było mnie tu tak długo. Ale mam nadzieję, że zaskoczyłam was nowym rozdziałem i że skomentujecie xx Taki mały zwrot akcji. Olu, przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób pokrzyżowałam ci plany, które poukładałaś w swojej kochanej główce. Wasza Camille xx